18 mar

Agata Łaziuk – relacja z USA

autor: Aleksandra Szafrańska | kategoria: Aktualności, Relacje Możliwość komentowania Agata Łaziuk – relacja z USA została wyłączona

Agata- relacja z USA

Programy wymiany są skierowane do młodzieży, która chce mieć wpływ na otaczającą rzeczywistość, kreować ją  i wzbogacać siebie i innych. Udział w programie z pewnością zmienił moje życie pod wieloma względami.

Dorastałam w domu otwartym na świat – od zawsze gościliśmy w nim uczniów i nauczycieli z innych krajów. Ciekawość drugiego człowieka, innej kultury i świata zaszczepili mi moi rodzice. O programie dowiedziałam się od mamy. Wiele słyszałam o otwartości Amerykanów, ich szkołach i życiu. W większości moje wyobrażenia oparte były oparte na informacjach z mediów. Wyjazd od Stanów był moim marzeniem. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, ponieważ za taką szansę często trzeba bardzo dużo zapłacić, nie wiedziałam też czy miałabym odwagę zostawić wszystko i po prostu wyjechać.  Miałam mieszane uczucia. Bardzo chciałam wyjechać i jednocześnie bałam się. Los zdecydował za mnie. Przeszłam kolejne etapy rekrutacji i po prostu nie mogłam nie wyjechać. To była, najtrudniejsza ale i najważniejsza decyzja w moim 17-letnim życiu.

Rodziny goszczące zobowiązują się do opieki nad zagranicznym studentem przez cały rok szkolny. Każdy uczeń jest pod opieką jednego z koordynatorów, czyli osoby pomagającej każdemu zagranicznemu studentowi przez cały pobyt.  Za pośrednictwem organizacji goszczącej – Academic Year in America oraz programu FLEX, odwiedziłam wiele miejsc w Stanach, poznałam studentów z innych krajów. Zwiedziłam Nowy Jork, Ohio, Kalifornię, Wirginię, Wirginię Zachodnią oraz Maryland. Brałam udział w warsztatach w Kalifornii, organizowanych  właśnie przez AYA. Moja koordynatorka organizowała spotkania z innymi uczniami będącymi pod jej opieką. Mieliśmy okazję porozmawiać o naszych radościach i troskach, wspierać się nawzajem i wymieniać doświadczenia. Dzięki koordynatorowi oraz rodzinom goszczącym, czuliśmy się naprawdę bezpiecznie. Zdarzały się trudne momenty, ale dawaliśmy radę i wspólnie rozwiązywaliśmy nasze problemy. Najtrudniej było pokonać tęsknotę za domem. Teraz już inaczej patrzę na to doświadczenie. Warto było tęsknić.

Pierwsze dni w Stanach

Moje pierwsze dni w Stanach nie były najłatwiejsze. Trafiłam do rodziny, a mianowicie jednej pani, która od lat przyjmowała studentów z zagranicy. Mieszkała ze mną także uczennica z Tajlandii,  która wkrótce została moją najlepszą przyjaciółką. Niewiarygodne było to, że dorastając w tak odmiennych kulturach potrafiłyśmy się dogadać i dzielić pokój. Stałyśmy się nierozłączne, pomagałyśmy sobie
w różnych sytuacjach.  Moja host mama była miłą i opiekuńczą osobą, która wspaniale przygotowała  się do naszego pobytu – kupiła nawet poduszki z pierwszymi literami naszych imion. Zabierała nas na spotkania z innymi uczestnikami programów wymiany mieszkającymi w naszej okolicy. Poznałam dzięki temu wspaniałe osoby, które stały się mi bardzo bliskie. Pomimo spędzonych wielu wspólnych dobrych chwil z moją host mamą, zdarzały się też nieporozumienia. Zrozumiałam, że muszę poprosić
o zmianę rodziny. Tak się czasami zdarza. Moja koordynatorka bardzo mi w tym pomogła. Wkrótce znalazła się rodzina, która była gotowa przyjąć mnie do swojego cudownego domu.

Druga rodzina stała się dla mnie jak własna. Od pierwszego wspólnego dnia wywiązała się między nami tak silna więź, że dziś tęsknota za nimi bywa trudna do zniesienia. Stałam się dla nich córką i siostrą nie przez więzy krwi, ale przez serce. To była największa wartość tego pobytu. Marzyłam o kulturze, poznaniu Ameryki, poprawieniu płynności językowej – to wszystko otrzymałam, ale nigdy nie spodziewałbym się, że dostanę tak wiele od losu. Rodzina była pięcioosobowa, składała się z rodziców i trójki dzieci. Najstarsza córka pozwoliła mi mieszkać w swoim pokoju, ponieważ chciała  abym poczuła się tam jak w domu. Nie znajduję słów, które mogłyby opisać jak bardzo jestem im wdzięczna. Doświadczyłam tam ogromu ciepła i miłości, jaką dają mi moi prawdziwi rodzice. Teraz mam dwie rodziny.


Życie rodzinne

Codziennie po szkole siadałam z host tatą przed telewizorem, oglądaliśmy razem wiadomości, o których później dyskutowaliśmy. Host tata wierzył we mnie, w moją edukację i ciągle powtarzał, że daleko zajdę w życiu, i że szanuje mnie za odwagę jaką miałam, przyjeżdżając sama do zupełnie obcego kraju. Host mama miała w sobie tyle dobra i miłości, którą dawała każdemu ze swoich dzieci włączając mnie. Gdy zostałam przyjęta do National Honor Society – stowarzyszenia dla  uczniów wyróżniających się w nauce i zachowaniu – rodzina przyszła na uroczystość przyjęcia mnie w poczet członków stowarzyszenia i była ze mnie bardzo dumna.

Dwie siostry i brat stali się dla mnie rodzeństwem, którego nigdy nie miałam, bo jestem jedynaczką. Z najstarszą siostrą Davan rozmawiam bardzo często i obie planujemy jej przyjazd do Polski. Moim marzeniem jest odwiedzić ich jeszcze raz, chociaż na chwilę, aby podziękować im za ich poświęcenie i miłość. Muszę jeszcze wspomnieć o host dziadkach, których odwiedzałam razem z rodziną w stanie Maryland, i którzy nie mogąc pogodzić się z moim wyjazdem; na kilka dni przed moim powrotem do domu przyjechali aby się ze mną pożegnać. Pokochałam ich wszystkich bardzo. Żałuję tylko, że dzielą nas tysiące kilometrów.

Szkoła

Wierzcie lub nie, ale pobyt w szkole to kolejny cudowny rozdział z mojego amerykańskiego życia. Edukacja w Stanach bardzo różni się od polskiej. Cieszę się, że doświadczyłam nauki w obu.
W mojej szkole Weir High School jedną z najważniejszych rzeczy była atmosfera.  Poczucie wspólnoty i radości z bycia jej częścią towarzyszyło mi na każdym meczu. Ubrani w czerwono-czarne bluzy z wymalowanymi twarzami, tworzyliśmy jedność.  Już pierwszego dnia, gdy uczniowie dowiedzieli się, że lubię tańczyć, zostałam zaproszona do szkolnej orkiestry i występowałam w niej jako mażoretka, Dumnie wymachiwałam pałeczką na wszystkich koncertach orkiestry. Orkiestrze przewodniczył pan, który zawsze mnie wspierał  i kibicował mojemu rozwojowi osobistemu i intelektualnemu. Lekcje w szkole były bardzo ciekawe, wykonywaliśmy różne ćwiczenia i wiele doświadczeń. Na biologii przeprowadzałam sekcje zwierząt, a na angielskim wcielałam się w różnych bohaterów powieści. Lekcje angielskiego były niesamowite, każdy dzień miał inny charakter. W Muzyczny Poniedziałki analizowaliśmy teksty piosenek, w Myślące Wtorki dyskutowaliśmy o sprawach bieżących kraju itd.

Moje zdobyte doświadczenie

W trakcie pobytu w Stanach miałam okazję dzielić się z innymi i opowiadać o swojej kulturze.  Wszyscy byli ciekawi mojego kraju. Robiłam wiele prezentacji o Polsce oraz zorganizowałam Dzień Pamięci o Holokauście. Historia mojego kraju jest dla mnie bardzo ważna. Na co dzień jestem wolontariuszką w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie i co roku rozdaję papierowe żonkile na ulicach miasta, aby upamiętnić ofiary nazizmu.

Uroczystość zorganizowałam w dniu rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim.
W organizacji wydarzenia pomogli mi moi nauczyciele oraz koledzy. Dano mi szansę wygłoszenia mowy o wadze pamięci. Muzeum Polin przesłało nam 800 papierowych żonkili, będących symbolem Dnia Pamięci. Nauczyciel historii kupił cebulki żonkili, które posadziliśmy przed szkołą.

Dziś już nie mieszkam w Weirton, ale mam nadzieję, że kiedy za rok zakwitną żonkile, społeczność szkoły kolejny raz upamiętni tragicznie zamordowanych Żydów. Być może ktoś będzie także pamiętał o mnie. Zostawiłam tam cząstkę siebie.

Udział w wymianie nauczył mnie odpowiedzialności i dał szansę rozwoju na wielu płaszczyznach. Stałam się bardziej otwarta na  ludzi i na świat.  Mam śmiałość sięgać po rzeczy, na które kiedyś nie miałabym odwagi. Myślę, że lepiej mówię po angielsku. Wygrałam Powiatowy Konkurs Poliglotów. Niedługo okaże się, czy będę jego laureatką.

Widzę ogromną wartość w różnorodności. Wiem, że inność ubogaca. Powtórzę, że najważniejszą wartością programu byli ludzie, dzięki którym jestem kim jestem. Dla nich staram się być lepszym człowiekiem. Nie mówię, że był to łatwy rok,  jednak wiem, że było warto przekroczyć strefę komfortu, aby doświadczyć tylu wspaniałych emocji, wrażeń, chwil.

Jeśli wahasz się czy wyruszyć w podróż życia jestem pierwszą osobą, która powie „ Jedź, bo warto!” Mój amerykański sen się spełnił.

Agata Łaziuk, stypendystka programu FLEX, sponsorowanego przez Departament Stanu USA i uczestniczka programu Academic Year in America